27 stycznia 2019, 11:25
Przeczytałam niedawno w jednym z numerów „Charakterów”, że wyznacznikiem szczęścia i zadowolenia życiowego jest ilość „FLOW” w każdym pojedynczym dniu. „FLOW” to jest ten moment, kiedy nie czujesz upływającego czasu z powodu autentycznej przyjemności z wykonywanej czynności, która bez reszty pochłania i zadowala. Nie wiem, czy beztroski sen w weekend, oglądanie całego sezonu wciągającego serialu z przerwą na podstawowe potrzeby fizjologiczne lub sex należą do „FLOW”? Przypuszczam, że trochę tak. Jednak wolę myśleć, iż szeroko pojęte zadowolenie, przyjemność i satysfakcja wychodzi poza ramy domowego lenistwa i przekłada się też na aktywności, czynności, zadania, np. zawodowe, domowe, rodzinne, sportowe. Celowo unikam przytoczenia przykładu bezwstydnej libacji w gronie przyjaciół nadużywając alkoholu, nikotyny, przekleństw, głośną muzykę i tańca w obcasach do białego rana w gronie obcych, niezbyt trzeźwych ludzi różnorodnego pochodzenia. Myślę, że wówczas „FLOW” wytrąca się samo z siebie, jednak nie sądzę by (pomijając uczestników niezbyt lotnego programu „Warsaw Shore”) mógłby być to sposób na codzienną radość z życia. Co najwyżej raz na kilka tygodni.
Jakby to powiedziała prof. Iksińska [cenzura] (zmora, potwora niszcząca wizję wolności i beztroski na pierwszym roku studiów - pedagogika), „poczyniłam więc namysł” nad swoim „FLOW”. Ów artykuł dostarczył mi podpowiedzi w jaki sposób mogłabym określić to zjawisko w swoim życiu, jeśli nie wiem tego teraz. Autor proponuje nastawienie kilkudziesięciu losowych budzików w ciągu całego tygodnia i zapisywanie, co w czasie występującego alarmu się robi i co się czuje wykonując tę czynność. Myślę jednak, że tego typu eksperyment nie jest konieczny w moim własnym przypadku. Wiem, co to jest (pomijając wszystkie wymienione powyżej 4 przykłady).
Czytanie książek.
Joga, basen, rower i rolki.
Tworzenie kolejnym numerów mojego niszowego periodyku.
Większość zajęć z psami, które prowadzę w różnych placówkach na co dzień. To miłe, że wymieniam tutaj moją pracę zawodową, choć nie jest to 100% tych zajęć. Są przecież dni lub grupy dzieci, lub konkretne maluchy, które zaburzają ten ideał. Nie mniej jednak mam to szczęście robienia w życiu tego, co lubię.
Pisanie. Dzienników, artykułów, bajek. PISANIE. P I S A N I E
Z zadowoleniem muszę przyznać, że moje życie to właściwe kolorowy pled utkany z wyżej wymienionych aktywności, poprzetykane od czasu do czasu niezbędnymi wyjściami na zakupy, spotkaniami z rodziną, wystawianiem faktur, gotowaniem, spacerami z psami, uczeniem innych. Przyjemnymi czynnościami. Oczywiście są też sprawy, które załatwiać lub robić trzeba, czy mi się to podoba czy nie, tj. sprzątanie, rozwieszanie prania, wycieczki do urzędów, szpitale, odkurzanie samochodu, spacery z psami w czasie deszczu, próba sfinalizowania pracy doktorskiej… Z zadowoleniem muszę jednak przyznać, że zajmuje mi to bardzo niewiele czasu w tygodniu. Żałuję, że nie mogę się częściej zmusić do tego doktoratu, ale cóż. Codzienne szczęście i zadowolenie są teraz w modzie. Należy dużo spać, zdrowo jeść, odpoczywać, unikać używek, uprawiać sporty, wychodzić do lasu, dbać o środowisko. W duchu podążania za trendem podporządkowuję się i tak, chcę mieć moje „FLOW”. Więc piszę więcej. Skutecznie się wtym gubię. Gubię czas, obowiązki, skupienie na pozostałych czynnościach.
Masz swoje FLOW?